niedziela, 15 kwietnia 2012

Ciężkie życie maskotki


Dawno, dawno temu, gdy uświadomiłem sobie, że koszykarzem już nie zostanę, a ciąg do wielkich hal sportowych, widowni i błaznowania znalazł się w punkcie kulminacyjnym, do mej głowy wpadł genialny (przynajmniej wtedy tak myślałem) pomysł. Zostać maskotką! Praca w teorii genialna. Miejsce przy samej linii końcowej podczas spotkań. Ośmieszanie ludzi. Kontakt z zawodnikami. Robienie salt, fikołków, wsadów z trampolinyTańczenie, a dodatkowo bliskość cheerleaderek. Niestety dla mnie (choć jak dowiecie się z dalszej części tego posta – stety) na rozmyślaniu o tej wymarzonej posadzie się skończyło i nie poczyniłem nawet kroku, by cokolwiek w tym kierunku zrobić.


Przykrości jakie wiążą się z zakładaniem ciężkiego, niewygodnego, a w dodatku nieprzewiewnego kubraka, jest wiele. Przede wszystkim street credit. Wyobraźcie sobie reakcje znajomych jak na pytanie „co robisz w życiu?” odpowiedź będzie brzmiała „jestem maskotką”. To jedynie wierzchołek góry lodowej. Problemów jest znacznie więcej.

Na początek pobicia. Wydaje się to dość abstrakcyjne, bo kto chciałby uderzyć zabawną i niewinną maskotkę, która stara się rozbujać tłum. Oczywiście, że zawodnik drużyny gości. Przypadek dość rzadki ale… spójrzcie co się działo w Clevelend (podświetlony fragment pomiędzy 3 a 6 sekundą).



David West "dla zabawy" wyprowadził serie ciosów w twarz biednego Moondoga. Jak się później okazało maskotka trafiła do szpitala z urazem oka (na szczęście niegroźnym i według lokalnej prasy już wszystko jest w porządku). Wyobrażacie sobie uderzyć tak potulnego stworka?

Moondog nokautem w towarzystwie cheerleaderek.

Tutaj inny przypadek wyładowania agresji na "śmiesznym facecie w przebraniu" (nie mylić Supermanem). Tym razem jednak wydaje się bardziej uzasadniony.

Oczywiście zdarzają się też walki wewnątrzrasowe i jak przystało na tego typu awantury krew, siniaki, złamane kończyny czy wstrząśnienia mózgu to chleb powszedni. Z jakiejś przyczyny maskotki mają ogromną potrzebę konkurowania między sobą i to do tego stopnia, że czasem bardzo trudno je powstrzymać.


Pamiętajmy także, że nie każda drużyna ma taką pocieszną i ładną maskotkę. Jeśli przerażają Was twarze piłkarzy (co w sumie nawet nie dziwi), to zakryjcie oczy i poproście kogoś, by przescrollował zdjęcie poniżej. Zobaczycie tam najbrzydszą rzecz jaką człowiek wymyślił. Jest paskudna do tego stopnia, że wszystkie uniwersytety w USA przerzucają na swoich rywali odpowiedzialność za stworzenie tego monstrum.
Krzyżówka Venoma, Eldoki i Krzynówka.

Wiele godzin spędzonych na sali gimnastycznej i siłowni. Wylane hektolitry potu. Dopracowywanie szczegółów akrobacji tylko po to, by... no właśnie.






Najgorsze są jednak "wypadki przy pracy". W dodatku dość prostej. Jak gibanie się w rytm muzyki czy też po prostu chodzenie.










I w tym momencie pewnie zastanawiacie się jak ktoś może godzić się na to wszystko za marną pensję. No pewnie, że może. Satysfakcja w momencie gdy wychodzą takie niesamowite rzeczy musi być ogromna. Szczególnie gdy wywołuje się większe owacje niż drużyna przez cały sezon. W dodatku bardziej zasłużone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz